Rok 1994
Nowy
Jork, metropolia pełna kultury, finansów, wystaw, mody oraz sklepów. Przez
wielu nazywana Światową stolicą ekscytacji. Stolica marzeń. Najbardziej zaludnione miasto Stanów
Zjednoczonych, będąca także wizytówką tego kraju. Krajobraz miejski, który pokrywają ogromne wieżowce biurowe oraz mieszkalne. To miejscowość zwane
również "Miastem, które nigdy nie śpi", ze względu na dużą ilość
ludzi bawiących się do białego rana oraz liczny krajobraz przedstawiony w
świecących budynkach, który można za obserwować nocą. Jednakże dziś skąpane w
czeluściach ciemnej czerni oraz zimnej nocy, niestety, ale opustoszałe. Dziś
nikomu się nie chciało wychodzić. Każdy wolał siedzieć w gronie rodzinnym i
grzać się przy ciepłym kominku. Wszędzie było pusto. Lecz, nie zupełnie...
W ciemnym, brudnym od wszelkich nieczystości zaułku, leżała kobieta w ciąży. Miała złote włosy, błękitno srebrne oczy. Ubrana
była w kunsztowną, białą suknię.
Nocą
wracała z bankietu, ponieważ nie mogła już znieść swojego męża. Nie mogąc
wytrzymać z bólu postanowiła zatrzymać się w zaułku. Wszystko ją bolało.
-To
już dziś.- Wyszeptała.
Nadchodziło rozwiązanie… zaczęła rodzić…
§§§§§§§§
Rok 2012
Na
Nowy Jork spłynął wschód słońca. Miasto zaczęło budzić się na nowo.
Każdy
otwierał swoje sklepy. Wszędzie było czuć słodki zapach bułek i chleba. To
piekarnie zaczęły pracować pełną parą po to, aby wyżywić całe miasto. Na
ulicach mi stąd i zowąd wylał się tłum ludzi spieszących się do pracy, aby
zarobić pieniądze na swoje rodziny.
Sophie Collins otworzyła oczy i zamrugała, porażona blaskiem
późnego
poranka. Usiadła na łóżku i zaraz złapała się za głowę. Poczuła,
jakby w jej
wnętrzu eksplodował granat. Pod jej powiekami zapaliły się
gwiazdy, a ciałem wstrząsnęła fala nudności. Jęknęła i opadła z powrotem na
poduszkę. Leżała ze wzrokiem wbitym w sufit, który dziwnie falował.
Marszcząc czoło z wysiłku, usiłowała sobie przypomnieć
cokolwiek, zebrać w całość choćby jedną informację, która by jej
pod powiedziała, dlaczego tak się czuje. Na próżno.
Dzisiaj znowu miała te
dziwne sny. Powtarzają się odkąd skończyła 16 lat.
Matka i dwójka dzieci… Dziwne.
Po chwilowym otrzęsieniu ze snu, postanowiła się umyć i wybrać
do pracy.
Ciepła
woda obmywała ją wszędzie. Uwielbiała to, zawsze wtedy mogła się skupić i
myśleć co czeka ją następnego dnia. Gdy się umyła zajrzała do swojej szafy.
-Hmm,
w co by tu się ubrać. Tak! Już mam.
Z
szafy wyciągnęła długie szerokie, szare spodnie, biały T-shirt na ramiączkach z
niebieskim nadrukiem, czarny, sportowy top oraz bieliznę.
- Nie
ma to jak luźny gust. Możesz wtedy się swobodnie poruszać. No dobra jeszcze
tylko makijaż i będę gotowa.
Usiadła
przy swojej toaletce. Spojrzała w lustro. Buźki może nie miała pięknej, za to
włosy gęste, lśniące i długie do pasa. Były koloru blond. Zaczęła je
rozczesywać.
-To
jest moja wizytówka, mój atut.-zawsze się śmiała w myślach. Każdy ją
po nich rozpoznawał.
Gdy
skończyła się czesać postanowiła wyjść z pokoju i zjeść śniadanie.
Wchodząc
do kuchni dziewczyna spojrzała na zegarek.
-Co!
Już 10! Lucius mnie zabije! Znowu się spóźniłam do pracy. No to nici z ciepłego
śniadanka i gorącej kawy.
Sophie
ubrała jeansowa ramoneska, buty Nike, rękawiczki bez palców, skórzane- kto wie?
Może będą potrzebne?- Gotowa do wyjścia zabrała plecak, gdzie miała swoje,
potrzebne rzeczy i wybiegła.
- Taxi!-
Krzyknęła, lecz na próżno. Żaden z samochodów się nie zatrzymał. –No nic,
zmuszona jestem biec przez pięć przecznic. Poranny trening dobrze mi zrobi.
Dziewczyna
będąc już na klatce schodowej, związała włosy w kitkę, wyciągnęła z plecaka
odtwarzacz mp3 i zaczęła, słuchając muzyki, biec.
Biegnąc
przez ulice napotykała dużo przeszkód, ale zgrabnie je omijała. Przeskakiwała
przez kałuże, studzienki. Mknęła jak szalona Czuła się wtedy jakby leciała
ponad domami, wieżowcami w chmurach. Jak jej przyjaciel, Glimmer. Lekka i
ulotna. Uwielbiała biegać jak i również grać na pianinie. Postanowiła więc,że
jeżeli dotrze do miejsca docelowego, namówi Luciusa, aby jej pozwolił zagrać na
pianinie. Pracuje ona w sklepie muzykalne-antycznym* Gdy dotarła na miejsce
była naprawdę zmęczona.
-Dzień
dobry Luciusie!
Zza
regałów było słychać cichy huk. To Lucius się uderzył w głowę.
-Ałła!
Przestraszyłaś mnie!- Rzekł- Jak zwykle spóźniona! Kiedy Ty w końcu się obudzisz
o przyzwoitej porze i zdążysz na czas?
Mężczyzna
był zarówno jej szefem, jak i opiekunem. Lucius jest niskiego wzrostu o
pulchnym wyglądzie. Posiadał siwe włosy i srebrno niebieskie oczy. Na brodzie widniał
dwudniowy zarost.
-
Dziadku, trzeba było mnie obudzić jak wychodziłeś. Dlaczego tego nie zrobiłeś?
-
Ponieważ uczę Cię, młoda damo, odpowiedzialności. Bo kto wie, co spotka nas w
przyszłości?
Sophie wiedziała co dziadek miał na myśli. Pewnego wieczoru
znalazł ją pod swoimi drzwiami. Od tamtego czas pokochał ją jak własną córkę,
której nigdy nie miał. To wtedy dowiedział się czym jest odpowiedzialność.
- Dobrze już, dobrze. Biorę się już do pracy, ale jak będę
miała wolne to pozwolisz mi zagrać na pianinie?
Mężczyzna mrużąc oczy chwilę się zastanawiał.
- Zgoda, ale masz zachęcić co najmniej pięciu klientów do
kupna jakiejś porcelany. Od miesiąca spada nam sprzedaż.
Sophie z wielkim uśmiechem na twarzy wzięła się do pracy.
- Kolejny dzień harówki. Jak ja to
uwielbiam.- Rzekła.
*muzykalna-antycznym- tak dokładnie nie wiem jak to napisać. Chodzi tu raczej o sklep z antykami w sensie stare meble itp oraz instrumenty.
Przepraszam za błędy oraz za to, że tak późno dodaję rozdział. Mam ferie i po prostu leżę całymi dniami do góry brzuchem na kanapie i czytam książki. :D Mam nadzieję, że rozdział może być? To początek, także dajcie mi więcej czasu.