Strony

30 listopada 2012

Rozdział 3

              Ciemność, wszędzie otaczała mnie czarna otchłań. Wnet pojawiła się moja toaletka z lustrem, a w nim piękny krajobraz. W każdym razie znajdowała się w nim jakaś magia. Za chwile obraz znowu się zmienił. Ujrzałam piękne ogrody. Wszędzie były żywopłoty. Duże, powycinane w niezwykłe kształty. Dookoła mnóstwo kolorowych kwiatów. Były różnego rodzaju, a to fioletowe fiołki, żółte dalie, różowe begonie, fuksje, piwonie. Nawet duże krzaki czerwonych, białych i niebieskich uroczych róż. Zerwałam niebieską i powąchałam ją. Pachniała cudnie, włożyłam sobie kwiat za ucho. Nieopodal płynął strumyk. Chciałam zamoczyć sobie nogi lecz stwierdziłam, że pewnie jest bardzo zimny. Idąc tak ujrzałam ścieżkę. Zaczęłam nią iść. Mijałam pięknie kwitnące wiśnie i jabłonki. Cudownie to wyglądało. Szkoda, że nie ma tutaj Ariett. Jej zapewne też by się spodobał widok. Na końcu alejki stał ogromny, renesansowy pałac. Miał on dużo i sporego rozmiaru okien. Były one drewniane. Dom posiadał również dużą ilość krużganek co temu dodawało niesamowitość. Pałac był pomalowany na biało. Posiadał dwuskrzydłowe drzwi, koloru czarnego. Na ich środku zamieszczona jest kołatka w kształcie głowy lwa. Zaczęłam poddenerwowana pukać, lecz nikt nie otworzył. Postanowiłam więc wejść na własną rękę do środka. Nie miałam zamiaru przepuścić okazji zwiedzenia tak okazałego domu. Wchodząc do środka znalazłam się w korytarzu. Jest on strasznie długi. Na ścianach naklejone były do połowowy, od dołu drewniane ściany, natomiast wyżej zostały zamieszczone obrazy. Są one naprawdę kunsztowne. Drogę oświetlały szklane kinkiety. Postanowiłam zobaczyć co kryje się dalej. Idąc tak natrafiłam na bibliotekę. Miała ona dużo, drewnianych, regałów. Na każdym regale znajdowało się chyba z 100 grubych, okurzonych ksiąg.-Hmm... Ciekawa jestem co się w nich znajduje i po co komu ich tyle. Przy ścianie znajdował się duży kominek. Na środku biblioteki stała czerwona sofa. Nie tracąc dłużej czasu szłam dalej. Za następnymi, ogromnymi, rzeźbionymi drzwiami znajdował się wielki salon. Pomieszczenie było bardzo jasne, gdyż znajdowały się w nim duże okna. Ściany natomiast zostały pokryte gobelinami z krajobrazami. Na suficie usytuowane są freski z bajecznymi magicznymi istotami oraz wielkim, gustownym, szklanym żyrandolem. Jest tak ogromny, iż zdaje się że to sople lodu wiszą. W rogu stał wielki zegar odmierzający czas. -Zaraz, zaraz... Czas? Dlaczego odwrotnie chodzą wskazówki zegara? Bardzo dziwne...  Dobra wróćmy do tego co było dalej.- Na środku stał niesamowity, czarny fortepian. Natychmiast nie zważając na to czyj był zasiadłam do niego i zaczęłam na nim grać.

Energia mnie rozpierała. Grałam z uczuciem, z duszą. Nie mogłam się oderwać. Nagle wszędzie dookoła pojawiły się piękne iskierki. Byłam wniebowzięta. Pierwszy raz tak ekscytującego widziałam. Były one kolorowe. We wszystkich kolorach tęczy. Chciałam dotknąć jednego lecz nie dano mi.
- Ktoś Ty?
Wystraszona przestałam grać. Nie wiedziałam co mam zrobić. Serce mi waliło, jakby młot uderzał o metal. Był to chłopak, którego pierwszy raz widziałam. Miał On czarne włosy, błękitne oczy. Dobrze zbudowaną posturę. Ubrany był w garnitur.
- Pytam się jeszcze raz, ktoś Ty!
- Ja, Ja- zaczęłam się niekontrolowanie jąkać.- Na imię mi Sophie- Wydukałam przestraszona.
- Dlaczego grałaś na moim pianinie?
- Ja nie chciałam, naprawdę!- Odparłam przestraszona.
No i nagle się obudziłam.


Tak wiem za krótki rozdział. No ale powinniście się cieszyć tym co jest. No i przepraszam znowu za błędy.  No ale tak bywa ^^